czwartek, 25 września 2025

Rzeka Czerwona

Louise Erdrich po raz kolejny sportretowała to, co zna bardzo dobrze z doświadczenia, czyli małą społeczność Odżibwejów zamieszkujących północne obrzeża Stanów Zjednoczonych. Jej bohaterowie na różne sposoby i z różnym skutkiem próbują przetrwać kryzys roku 2008, inni swoją przyszłość widzą gdzieś indziej, daleko od pól obsianych burakiem cukrowym. Opis bieda-życia jest co najmniej frapujący, nawet jeśli trzeba go momentami traktować z przymrużeniem oka.

 

piątek, 19 września 2025

Z innej perspektywy

O swoim złotym weselu świętowanym 12 września 1972 roku Jarosław Iwaszkiewicz napisał w dzienniku dopiero 30 listopada, przebywając w Rzymie. Na jesieni wiele się działo w życiu pisarza i jak tłumaczył się we wpisie  wszystko to razem raczej zachwiało moją równowagę duchową, a w każdym razie nie dawało tej spokojnej chwili zastanowienia i możności oceny, która powoduje zapis w tym kajecie. Wrześniowe wydarzenie opisał następująco:

Złote wesele było ewenementem „olbrzymim". Przygotowywałem się do niego przez parę lat, a chwila podsumowania półwiekowego pożycia przyszła raczej nieoczekiwanie. Jak zwykle takie dnie ślubów i rocznic są tryumfem panny młodej. To był także taki wielki dzień Hani i dlatego mnie tak bardzo  wzruszał i cieszył. Organizacyjnie było to coś wspaniałego, nie myślałem, że jeszcze coś takiego może być i w dodatku zorganizowane ze wszystkimi szczegółami przez  Szymka, który nie okazuje na ogół talentów organizacyjnych. A wszystko było tak piękne, tak składne, tak ładnie pomyślane — i nagle miało się wrażenie, że się jest otoczonym morzem radości i życzliwości, serdeczności i snopami kwiatów. Hania  tak prześlicznie wyglądała, aż mały Jasio nawet powiedział: kiedy babcię zobaczyłem, to mnie zatkało z podziwu! Powiedziałem mu: a żebyś zobaczył pięćdziesiąt lat temu! Ale nie miałem racji, pięćdziesiąt lat temu Hania była ładną, ale rozwydrzoną pannicą, a teraz była piękną kobietą u szczytu życia. I znowu ten moment mojego tryumfu nad śmiercią duchową, nad chorobą Hani, ta moja odbudowa jej istoty i jej życia — o czym ona nigdy nie pamięta i nie ma tej wdzięczności w stosunku do mnie. Cieszyła mnie ilość dalekiej rodziny, która się zjawiła, ten Wacek i Olgierd Iwaszkiewiczowie, i Zaionce, i Piątkowski, i resztki rodziny Hani, i mnóstwo prześlicznej młodzieży, która już przez cale życie będzie pamiętała to „złote wesele Jarosławów". I ta cudna orkiestra z Brwinowa z takim refrenistą, i Wanda Telakowska tańcząca z Kołodziejczykiem (mężem Czesi) i Ziemek Fedecki z Zosią Wójcik i [Pierre] Collet z Magdą [Markowską] i Daniel [Olbrychski] z Anusią [Włodek]. I ta kolacja na sześć stołów i jak mówiła  Wanda Wertenstein, ta reżyseria, kiedy podwieczorek powoli zmieniał się w ucztę. Tak głęboko to przeżyłem — przecież to już trzeci miesiąc upływa, a ja pamiętam każdy szczegół i kiedy nie śpię w nocy, przewija mi się wszystko przed oczami.

Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1964-1980, Czytelnik, Warszawa 2011, s.325


 

 

piątek, 12 września 2025

Złote wesele Jarosława

12 września 1972

Wieczorem [?] wyjazd do Stawiska na złote wesele Jarosława. Widowisko niezapomniane i jedyne, stylizowane na wiejskie wesele (a może nawet i udawane na wesele w Bronowicach), proste stoły wyniesione na dwór wśród drzew i zieleni, wyborne jadło, indyczki i prosię, proste gliniane dzbany napełnione winem (nie było wódki, nie było bójki [?]), natomiast przygrywała pięknie [?] wsiowa kapela. Dekoracji medalami Jarosława i Hani nie widziałem. Kiedy przyjechaliśmy, uroczystość właściwie została zakończona i słyszeliśmy, wysiadając z auta, śpiew 100 lat. Dużo gości, ale mniej niż na 60-lecie, tj. 18 lat temu. Czyżby tylu przez ten czas przyjaciół Jarosława wymarło? Choć wielu z tamtego przyjęcia leży już w grobie. Ale raczej było to przyjęcie rodzinno-przyjacielsko(?) skromne. Jarosław miał minę rozdrażnionego, wielkiego człowieka, Hania w pięknej srebrnej sukni tuliła przez cały czas do piersi piękne naręcze kwiatów. W ogóle kwiatów było tyle, że nie było ich gdzie stawiać! Róże, setki róż i innych kwiatów. Kto był? A więc nasza Redakcja jak zwykle, tylko Bieńkowskiego zabrakło. Nie wiem dlaczego? Może nie zaproszono jego nowej żony.

niedziela, 7 września 2025

Gotowanie z Helen Cross

Zaczęła bez słowa kręcić się po kuchni, rzucając garnkami, pobrzękując sztućcami i trzaskając drzwiami lodówki.

– Może ci pomóc? – zaproponowałam, ale zignorowała mnie. W końcu wyjęła z piekarnika półmisek i powiedziała:

– Proszę. Przygotowałam to wcześniej. Jedz. Potem zaprowadzę cię do twojego pokoju.

To było coś niesamowitego. Głęboko w kopcu gotowanych, tłuczonych ziemniaków kryło się gniazdo czekoladek z likierem, zbitych obok siebie jak małe myszki. Dla osiągnięcia pożądanie piekącego smaku posypała całą tę górę jedzenia grubą warstwą chilli.

– Co to jest? – zapytałam tak uprzejmie, jak to tylko możliwe.


wtorek, 2 września 2025

Lato miłości

Już ci mówiłam, kiedy uciekasz, nie uda ci się dotrzeć donikąd. [s. 149]

W książce Helen Cross na próżno szukać miłości, to rzecz o młodzieńczym zauroczeniu dwóch  piętnastoletnich autsajderek. Łączy je uczucie intensywne i dzikie (nie bez powodu na gitarze brzdąkają Wild Thing), podszyte skrywaną rywalizacją i napędzane buzującymi hormonami. Mieszanka niebezpieczna zarówno dla otoczenia, jak i samych dziewcząt.